Teoria światów równoległych

„unikam komentarzy emocje trzymam w karbach piszę o faktach
                                  podobno tylko one cenione są na obcych rynkach
                                  ale z niejaką dumą pragnę donieść światu
                                  że wyhodowaliśmy dzięki wojnie nową odmianę dzieci”

Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego miasta

– Dlaczego jesteś taki niewyspany? – pyta zatroskana matka syna.
– Zdobywaliśmy w Moskwie z Łotyszami wieżę telewizyjną. Dowodziłem plutonem – odpowiada ziewając nastolatek.
– Z Łotyszami, a nie z Ukraińcami? – ciągnie rozmowę matka.
– Ukraińcy mieli wtedy desant na Kreml, ale Rosjanie ich odparli. Ktoś zdradził. Dziś spróbujemy to ustalić. Jest już powołany specjalny zespół.

Ta z pozoru absurdalna rozmowa miała miejsce przy śniadaniu, a dotyczyły pewnej gry, w której gracze wcielają się w żołnierzy i wykonują za pomocą sieci misje wojskowe. Z pewnością podobne rozmowy toczą się w wielu domach ale mogą być równie dobrze zastąpione zdziwieniem rodzica, który uświadamia sobie, że jego dziecko zna lotnicze procedury startu i lądowania rejsowego Boeinga, lub zna doskonale topografię nowojorskiego metra.

Ponad dekadę świat zelektryzowała wiadomość z Korei Południowej. Parę młodych rodziców do tego stopnia wciągnęła pewna gra, że zapomnieli o konieczności nakarmienia swego nowonarodzonego potomka. Dziecko zmarło. Podobnych doniesień przez ostatnie lata było co najmniej kilka. Wydaje się, że wcześniej nie odnotowywano podobnego zjawiska nie licząc, rzecz jasna pochłoniętego lekturą latarnika opisanego przez Henryka Sienkiewicza.

Żeby było jasne byłem i jestem entuzjastą gier komputerowych. To wspaniała rozrywka pobudzająca strategiczne myślenie i kreatywność. Za rozrywką kroczy wysoce specjalistyczna wiedza o broni, finansach, czy topografii miast. Wirtualny świat pełen jest królów, księżniczek, bohaterskich wojowników, skrajnie efektywnych biznesmenów, mafijnych bossów czy nawet świetnie prosperujących złodziei samochodów, ale w świecie wirtualnym. Problem tkwi w tym, że wraz z rozwojem realności gier i możliwości w nich relacji między graczami zacierają się granice między zabawą, a realnością, a człowiek zasila świat wirtualny w takim samym stopniu co ów świat odciska na nim swe piętno. Dochodzi być może do tego, że cała seria niezrozumiałych dotychczas zjawisk społecznych jak NEET sprowadza się do konstatacji, że wielu ludzi życie w realnym świecie traktuje wyłącznie w kategoriach fizjologicznych, a cyfrowa platforma – przynajmniej czasowo – stanowi ważniejszy wymiar ich życia. I tak w niedostrzegalny sposób naturalne ludzkie potrzeby zaistnienia, zrobienia kariery czy utrzymywania relacji, którą dotychczas zaspokajała między innymi praca zawodowa została zaspokojona przez wirtualne znaczenie, wirtualną karierę, a satysfakcja po wirtualnym wysiłku gwarantuje tyle samo dopamin. Oczywiście opisywane zjawisko to nie dotyczy tylko gier, a „całkowite pochłonięcie” nie jest zbyt częste. Nie zmienia to faktu, że w mniejszych stopniach nasilenia i w innych formach mamy do czynienia z prawdziwą epidemią równoległych żywotów, których zjawisko NEET jest tylko kwintesencją bądź wskaźnikiem. Dla przykładu zjawisko uzależnienia do wirtualnych relacji „u niewolników” swojego zmanipulowanego wizerunku w mediach społecznościowych jest także przejawem równoległego życia. Dziś to tylko niepokojące zjawisko – jutro cywilizacyjna degrengolada, gdyż realny świat cywilizacyjnych wartości może okazać się tylko jedną z kart do wyboru w wirtualnej restauracji. Proces ten potęgują poczynania internetowych korporacji, które już oficjalnie przechodzą metamorfozę ze świata społecznościowych relacji do świata zastępczego życia. Zmiana nazwy firmy będącej właścicielem pewnego społecznościowego portalu to tylko wskaźnik kierunku, który będzie skutkował coraz większym oderwaniem od rzeczywistości całych społeczeństw.

Wypada więc postawić pytanie dlaczego cyfrowy świat alternatywnego życia jest dla ludzi tak atrakcyjny? Odpowiedź wydaje się prostsza po zapoznaniu się z myślą  Andrew G. Van Melsena zwartą w wydanej w 1961 roku książce „Nauka i technologia a kultura”:

„Myśliciele obawiają się, że w pogoni za nauką i technologią człowiek zostaje porwany przez coś, co sam wprowadził w ruch, lecz nad czym nie może zachować duchowej władzy. […]

Możliwość ta wskazuje na realne niebezpieczeństwo, polegające na tym, że nauka i technologia, miast być autentycznie ludzkimi dziedzinami aktywności, stają się przyczyną degeneracji człowieka prowadząc go do czegoś w rodzaju bierności, raczej poddawania się życiu niż życia, bierności wciągającej całą społeczność ludzką oraz porządek społeczny w nieuchronny ruch spiralny. Albowiem im bardziej życie opiera się na nauce i technologii, tym większe są ich wymagania w stosunku do człowieka. Wykształcenie na przykład w coraz większym stopniu dostraja się do tych form wiedzy. Uniwersytetom, które niegdyś były ośrodkami kultury, grozi niebezpieczeństwo przekształcenia się w szkoły przygotowujące naukowo ukształtowane ludzkie roboty, zaprogramowane w taki sposób, że będą zawsze produkować coraz nowsze i coraz doskonalsze wytwory. W końcu będzie tak, że te ludzkie roboty staną się niepotrzebne, ponieważ skonstruują prawdziwe i doskonalsze roboty, które przejmą ich dzieło.”*

Po prostu, dla wielu współczesny realny świat jest za trudny, a trwająca właśnie czwarta rewolucja przemysłowa zwana Przemysłem 4.0 w sposób nieprawdopodobny podnosi poprzeczkę na dobre życie i osiągnięcie sukcesu, przy wsparciu medialnego podobijania aspiracji i wyobrażeń o owym dobrym życiu. NEET zatem to nic innego jak przejaw masowej ucieczki do tego co atrakcyjne i kolorowe od wszechogarniającego „wyścigu szczurów”, w ramach którego prawdopodobieństwo sukcesu w życiowej grze jest coraz mniej osiągalne. Co zatrważające owa ucieczka wydaje się być wpisana w agendę zmian i być przez wielu traktowana z afirmacją i przyzwoleniem.

Andrzej Danilkiewicz


* Wydanie polskie, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1969 r.

pl_PLPL