Budujmy „falochrony” o Polskiej Agendzie Odporności Cyfrowej 2040 z Andrzejem Danilkiewiczem – prezesem PTC rozmawia Małgorzata Ligęza

Czy można przewidzieć przyszłość?

Niektórzy twierdzą, że tak i nie zawsze robią to wróżbici, chiromanci czy pospolici naciągacze. Światy wojskowości i biznesu już dawno wyposażyły się w systemy przetwarzania wiedzy zarówno o teraźniejszości, jak i przyszłości. Z dużą precyzją wskazują one nie tyle na to, co się stanie, lecz ułatwiają przygotowanie się na wyzwanie jakim jest niepewność towarzysząca rozważaniom o przyszłości. Wiedzę o tym co zrobi przeciwnik lub konkurencja od zawsze wydobywały armie szpiegów wyposażone w spektakularne gadżety znane z filmów, choćby o najsłynniejszym Jamesie w historii kina. Dziś wiedzą o naszych indywidualnych zachowaniach, nawykach i upodobaniach dzielimy się sami, a odpowiednio przygotowane systemy informatyczne gromadzą ją i przetwarzają w tak wyrafinowany sposób, że pewna wiodąca platforma zakupowa chwali się od dawna, że wysyła książkę do klienta zanim ten dowie się o jej wydaniu.

Jak to możliwe?

Na każdym kroku naszego surfowania po sieci zostawiamy po sobie „mikroślady”, czyli informacje o tym co nas interesuje lub co przykuło naszą uwagę. Także to co „polubimy” lub gdzie jesteśmy nie pozostaje bez znaczenia. Mnogość tych informacji jest tak duża, że po ich zestawieniu powstaje coś na kształt DNA naszej duszy. A na pewno naszych zachowań i… preferencji. W tego rodzaju indywidualnym zestawie danych jest dużo wiedzy na temat tego kim jesteśmy i jakie mamy życiowe doświadczenia. Wiedza ta pozwala na przewidywanie graniczące z pewnością naszych przyszłych zachowań; np. jak zareagujemy na wiadomość o wydaniu książki naszego ulubionego autora. Kupimy ją z pewnością od tego sprzedawcy, który obieca nam dostarczyć ją na drugi dzień lub tego samego dnia, gdy ukaże się ona w sprzedaży. Po prostu, jeśli system zaklasyfikuje nas jako obsesyjnego fana twórczości literackiej pana lub pani X, ich nowa książka zostanie natychmiast po wydaniu przesłana do buforowego magazynu znajdującego się najbliżej nas. Jeśli w okolicy jest więcej miłośników tego autora sprawa jest przesądzona. Dlatego tak ważna jest nie tylko spersonalizowana reklama, ale i wiedza o tym kim jesteśmy.

Czy to znaczy, że jesteśmy bezustannie śledzeni?

Tak i nie jest to żadną tajemnicą. Wiedzą o tym youtuberzy, którzy nie używają określnych słów przynajmniej na początku wrzuconego na serwis materiału, gdyż algorytm reaguje na niektóre „kontrowersyjne” określenia i wyłącza na przykład tak zwaną monetyzację. To jest trochę tak jak w powieści Janusza Zajdla pt. „Paradyzja”, gdzie ludzie porozumiewali się językiem poetyckim, który nazwano „koalangiem”, aby przekazać sobie ważne, ale kontrowersyjne informacje. Aby upewnić się o skali problemu wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment i porozmawiać w domu o lodówkach, aby za jakiś czas na różnego rodzaju serwisach ukazywały nam się reklamy lodówek. Dane te wykorzystywane są do celów reklamowych, ale mogą być użyte także do innych celów, o których za wiele nie wiemy. Godzimy się na to korzystając z różnego rodzaju usług, serwisów i platform. Nie bez kozery ktoś powiedział kiedyś, że jeśli coś jest za darmo, to znaczy, że produktem jesteś Ty. W każdym razie gromadzenie i przetwarzanie danych o nas to ogromny biznes, który może w konsekwencji, poprzez integrację danych, doprowadzić do tego, że przed algorytmami nasza osobowość nie będzie miała tajemnic. Aby zdać siebie sprawę ze skali zjawiska wystarczy wchodząc na jakąś stronę internetową zapoznać się dogłębniej z komunikatem dotyczącym tak zwanych ciasteczek. Jest tam napisane do kogo i jakie dane dotyczące nas trafiają i w jakim celu. Możemy odmówić przekazywania danych o naszych zachowaniach, ale i tak większość na to się godzi.

Ale przecież gdy oglądam film na YouTube wcale nie musi mi się podobać. Mogę go włączyć i wcale go nie oglądać, pójść w tym czasie do kuchni i zrobić herbatę. I cały plan odkrywania moich upodobań pada.

Nie do końca jednak. Wiele filmów ma co pewien czas umieszczone reklamy, które można przewinąć po kilku sekundach od ich rozpoczęcia. Jeśli tego nie robimy, to znaczy, że filmu nie oglądamy. Niekliknięcie na wstrzymanie reklamy jest informacją dla serwisu, że nie skupiamy naszej uwagi na filmie i że jego tematyka jest dla nas obojętna. Przypomina to przycisk, który mają maszyniści kierujący lokomotywą. Jeśli go nie naciskają w wyznaczonym czasie, to znaczy, że pociąg jedzie bez nadzoru człowieka, a wtedy uruchamia się procedura automatycznego jego zatrzymania. Tu jest podobnie, bo trudno wyobrazić sobie sytuację, że treść reklamy jest dla nas bardziej zajmująca niż sam film. Oczywiście nie wiemy jakie metody analityczne i cele badawcze kryją się za tego rodzaju możliwościami, ale należy założyć najgorszą z potencjalnych ewentualności. Jeśli te informacje nie są przetwarzane w tej chwili, to mogą posłużyć jako „karma” dla przyszłych algorytmów.

Ale mieliśmy mówić o przewidywaniu przyszłości

Tak, ale tylko z pozoru odeszliśmy od zasadniczego tematu. Jeśli dany system informatyczny posiada nawet niedoskonały profil naszych upodobań i potrzeb, to potrafi z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć nasze przyszłe, nie tylko zakupowe, zachowania. Bo wszyscy jesteśmy inżynierami Mamoniami z filmu „Rejs”: lubimy piosenki, które znamy… Kłania się tu cała przetworzona na merkantylne potrzeby psychologia behawioralna. Nawet nasze banalne zachowania w sieci i treści, które przeglądamy w swej ilości i powtarzalności, zdradzają kim jesteśmy i jak myślimy. Wszystko to jest jeszcze niedoskonałe, ale tego typu wiedzę przełóżmy na poziom kilkuset milionów, a być może kilku miliardów powtarzających się zachowań i wyborów. Staje się wtedy jasne, dlaczego dzięki odpowiednio moderowanym treściom dostarczanym przez serwisy społecznościowe można wpłynąć na przykład na wybory prezydenckie w USA. A wszystko dzieje się w przedsiębiorstwach, które realnie są poza jakąkolwiek kontrolą. Przypomnę, że pewna platforma zamknęła kilka lat temu w trakcie kampanii wyborczej profil urzędującego prezydenta USA. I już mamy na horyzoncie kryzys demokracji, ale też nie tyle przewidywanie przyszłości, co jej kreowanie, choć jeśli dobrze przyjrzymy się temu problemowi, to w przypadku predykcji ma to w pewnym sensie miejsce.

Znów powiało grozą

Oczywiście możemy obrazić się na rzeczywistość niczym małe dzieci, które zasłaniając oczy myślą, że stają się przez to niewidzialne. Wpływ automatyzacji i cyfryzacji na nasze życie, to problem wielowątkowy i w wielu aspektach niezbadany, bo dynamika tych procesów jest bardzo wysoka. Po prosu jako jednostki i społeczności nie jesteśmy dostosowani do takiego tempa zmian, które zwykle trwały pokolenia. Dość chociażby wskazać na wpływ różnego rodzaju serwisów społecznościowych na zdrowie psychiczne czy możliwości poznawcze dzieci. Warto dostrzec plagę samotności, która pustoszy zachodnie kraje, bo wymagania w stosunku do potencjalnego partnera są podniesione na zgoła nierealny poziom przez bańki informacyjne, w których tkwi młody człowiek. A to tylko drobne przykłady. Rewolucja cyfrowa po prostu trafiła na cywilizacyjne miękkie podbrzusze i jesteśmy bezbronni. Bezbronność ta ma jeszcze jeden istotny aspekt, mianowicie cyfryzacja odbierana jest często wyłącznie jako nieuchronny proces postępu, wobec którego nie wypada nawet mieć wątpliwości. Jest na ten temat świetna książka Richarda Barbrooka „Przyszłości wyobrażone. Od myślącej maszyny do globalnej wioski”. Autor opisał dość szczegółowo pewien fenomen, a mianowicie to, jak społeczeństwa „nabierane” są od wielu dekad na cyfrową modernizację, która już za chwilę ma rozwiązać wszystkie problemy ludzkości. Cyfryzacja postępuje, a problemy nie znikają. Co więcej, nie znikną nigdy, bo miejsce tych poważnych zastąpią te banalne lub sztuczne. Po prostu nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo bezproblemowe. To jest utopia.

Cyfryzacja w takim ujęciu ma, jak widzę z technologiami cyfrowymi niewiele wspólnego.

Ma ogromnie dużo, bo to one stanowią podstawę do naszych poszukiwań badawczych. Tak pojmowaną cyfryzacją zajmuje się socjologia, antropologia, politologia, prawo, a także polityka społeczna. Jak wspomniałem wcześniej zmiany zachodzą tak szybko, że nie powstała jeszcze specjalna, dedykowana tym procesom dyscyplina. Problematyka, którą się zajmujemy jest interdyscyplinarna, bo naukowe i wąskie szufladki specjalizacji nie przystają do specyfiki analizowanych problemów. Po prostu „poszatkowanie” wiedzy naukowej i praktycznej dotyczącej tych zjawisk wymaga nowego „poukładania”. Także w aspekcie naukowym i instytucjonalnym.

Z tego co słyszę, to mamy do czynienia z zasadniczą dla naszych losów problematyką, która jest traktowana nieco po macoszemu.

Rzeczywiście można zaryzykować takie stwierdzenie, ale to problem globalny, który ma przede wszystkim charakter świadomościowy, mentalny. Chodzi głównie o decydentów, którzy przez swoją niefrasobliwość lub niewiedzę stają się często nieświadomymi sojusznikami negatywnych przemian na różnym poziomie. Albowiem masowa cyfryzacja, poza oczywistymi udogodnieniami, niesie za sobą szereg potencjalnych i realnych zagrożeń, na które jako tkanka społeczna nie jesteśmy przygotowani, a nam nie chodzi o to, aby hamować procesy cyfryzacji, lecz aby zmniejszyć potencjalny szok, gdy się pojawią. Dostosować je do ludzkiej miary, a nie odwrotnie, bo cyfryzacja w obecnym wydaniu przypomina niekiedy w wymiarze cywilizacyjnym „Prokrustowe łoże”. Trzeba to zmienić.

Co więc robi PTC, aby to zmienić?

Często używam metafory, że PTC buduje „falochrony”, które mają za zadanie złagodzić potencjalnie negatywne skutki Tofflerowskiej „trzeciej fali”. Aby to było skuteczne należy zrobić paradoksalnie to samo co przy pomocy algorytmów czynią korporacje technologiczne: rozpoznać przyszłość lub precyzyjniej – określić jej możliwe warianty. My rzecz jasna nie dysponujemy olbrzymim zapleczem wiedzy o ludziach, ale stosujemy inne techniki predykcyjne stosowane od dawna, choćby w różnych armiach świata. Mam tu na myśli planowanie scenariuszowe. Wyszliśmy z założenia, że możemy opracować alternatywne warianty przyszłości bazując na słabych, jeszcze nie do końca określonych sygnałach zwanych niepewnościami. Musimy tutaj zgromadzić wystarczająco duży zbiór takich czynników, który następnie zostaje poddany opracowanej przez PTC specjalistycznej agregacji. Dzięki temu uzyskamy wsad do zbudowania spójnych i prawdopodobnych wizji przyszłej sytuacji by zawczasu zaproponować mechanizmy przezwyciężenia i mitygacji potencjalnych problemów. Zaczęliśmy ten proces kilka lat temu od biznesu jako tej sfery ludzkiej aktywności, która – jeśli chce przetrwać – musi reagować na zmiany w otoczeniu. Zaobserwowaliśmy wzmagający się proces ograniczenia konkurencyjności małych firm na skutek automatyzacji i cyfryzacji. Postanowiliśmy więc zbudować zarówno scenariusze opisujące perspektywy biznesowe dla małych firm, aby mogły podejmować lepsze decyzje oraz stworzyć metodykę zmiany modelu biznesowego na oparty na istniejącym w firmie potencjale, którego wdrożenie nie będzie wymagało wielkich nakładów. Było to bardzo doraźne działanie, którego potencjał wciąż nie jest do końca wykorzystany.

A co z innymi obszarami?

Temu służy projekt Polska Agenda Odporności Cyfrowej 2040. Chcemy w nim w sposób systemowy wykorzystując techniki predykcyjne, by opracować cały zestaw scenariuszy dla kluczowych branż i poszczególnych typów instytucji tak, aby ich włodarze mogli przygotować się na potencjalne zmiany i wyzwania. Projekt ma zakończyć się przygotowaniem zestawu praktycznych rozwiązań, które będą zwiększały odporność w formie różnego rodzaju rekomendacji. Będą to podstawy do zmiany, korekty lub często zbudowania od nowa realnych strategii dla danej instytucji.

Jak to działa?

Podobno tuż przed uderzeniem pioruna ziemia wysyła w jego kierunku swoiste zaproszenie. Na ułamki sekund przed wyładowaniem niewielkie pasemka plazmy fizycznie odrywają się od gruntu tworząc naturalny piorunochron, a być może bardziej zaproszenie dla błyskawicy. Powstały kanał plazmowy wytycza najszybszą drogę dla przepływu energii niczym traper przemierzający nieznany las i wytyczający szlak dla innych wędrowców. Dzieje się to na ułamki sekund przed samym wyładowaniem, ale obecność chmur deszczowych i zmiany ciśnienia zapowiadają burzę wcześniej. Aby zbudować scenariusze przyszłości należy zebrać jak najwięcej drobnych i z pozoru nieistotnych wskaźników. Proszę sobie wyobrazić, że świat, który znamy już prawie nie istnieje, bo istnieje tylko w świadomości naszego pokolenia. Dzieci, które właśnie dorastają myślą już inaczej, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Kiedyś oglądałem wykład sir Kena Robinsona, który poprosił słuchaczy mających mniej jak dwadzieścia pięć lat, aby wstali. Z krzeseł podniosła się dość spora grupa młodych ludzi. Wtedy poprosił o podniesienie ręki tych, którzy mają na ręku zegarki. Okazało się, że czasomierze posiadało zaledwie kilka osób, a było to czasy przed pojawieniem się smartwatchy. Jaki stąd wniosek? Młodzi ludzie nie potrzebują i nie noszą mechanicznych zegarków. Może wyłącznie w charakterze biżuterii lub odzieżowego dodatku. Aby dowiedzieć się co się stanie z rynkiem zegarków, musimy zebrać wiele tego typu informacji czasami banalnych, bo w nich ukryta jest przyszłość tej branży. One są nośnikami wiedzy o przyszłości – stróżkami plazmy wyprzedzającymi błyskawicę. Jeśli informacjom takim nadamy właściwy kontekst w formie potencjalnego zjawiska większej skali, uzyskamy różne warianty prawdopodobnego przebiegu przyszłych zdarzeń. To żmudna i pracochłonna praca, ale niezbędna do wykonania. Nie jest to przysłowiowe „wróżenie z fusów” lecz lista potencjalnych, prawdopodobnych sytuacji, na które warto jest się przygotować. I temu służy cały proces. Tego typu kalkulacji dokonują nie tylko armie czy korporacje, ale także dokonujemy ich my, wiele razy w codziennym życiu przygotowując się na różne ewentualności. Badania predykcyjne po prostu oswajają nas z niepewnością odpowiadając na pytanie: „a co, jeśli?”. Są one same w sobie mechanizmem nabywania przez struktury państwa odporności na zagrożenia, które nie zawsze są takie oczywiste. W omawianym procesie próbujemy się zastanowić co może stać się z różnymi obszarami naszego życia społeczno – gospodarczego, gdy radykalnie zwiększy się skala automatyzacji i cyfryzacji. Jak przygotować się na te zmiany, gdy jest jeszcze na to czas. Jesteśmy w trakcie bezprecedensowych zmian świata, jaki znaliśmy dotychczas. Są one wielowątkowe i wymagają tworzenia nowych narzędzi analitycznych. Sądzę, że wiosną przyszłego roku będziemy mogli podzielić się częścią wyników naszych badań i rozpocząć nad nimi szeroki proces debat.

Co potem?

Mam nadzieję, że jako organizacja prowadząca badania aplikacyjne, przejdziemy do fazy implementacji proponowanych rozwiązań oraz budowy nowych „falochronów”.

Dziękuję bardzo za rozmowę

pl_PLPL